sobota, 11 sierpnia 2012

J Drama: Mei-chan no Shitsuji

Warning - do not attempt to watch this at home. May cause severe laugh attacks or even brain damage!

Bardzo chciałam zrobić coś w końcu "made in Japan"  ale było ciężko i pewnie muszę was ostrzec, że prócz pozytywnych opinii na temat anime czy mang wiele ciepłych słów o japońskich produkcjach telewizyjnych czy muzycznych nie usłyszycie. Nie to że wcale nie lubię! Ale w większości nie lubię.
Dlaczego? Bo Japończycy kochają przesadę - przesadzają z fabułą, przesadzają z efektami specjalnymi (baardzo specjalnymi), z mimiką twarzy i z wszystkim z czym da się przesadzić. A mnie to denerwuje.

Robiłam jakiś czas temu podejście do dramy My boss my hero ale po 3 odcinkach się poddałam - nie jest to mój humor i ostatnio zrobiłam podejście nr 2 do tytułowej dramy Mei-chan no Shitsuji. To będzie krótka recka, bo uważam, że to gniot. Ale obejrzałam bo coś o tych j dramach napisać wypada.
Zdaję sobie sprawę, że na pewno są dramy japońskie, które prezentują zupełnie inny poziom ale mi jest ciężko na nie trafić. Chciałam czegoś przy czym się pośmieję (i będzie krótkie) i prawie mi wyszło...



Zacznijmy standardowo od fabuły
Mei mieszka z rodzicami, chodzi do szkoły, ma wielu przyjaciół i pomaga prowadzić rodzinny biznes (mała restauracja serwująca udon). Ogólnie nie jest bogata ale szczęśliwa. Pech chce że jej rodzice giną w wypadku a Mei dowiaduje się, że jej ojciec był dziedzicem wielkiej fortuny rodziny Hongo. No i tak Mei dostaje własnego butlera(oczywiście najlepsiejsiejszego, klasy "S" XD) i zakurza do prywatnej szkoły dla bogatych dziewcząt.
(Myślicie, że jest mało realne - ahahaha dalej jest jeszcze lepiej).

W tej szkole (o jakże japońskiej nazwie Santa Lucia) każda dziewczyna ma swojego butlera, który robi za nią wszystko od gotowania po czesanie włosów czy przekładanie kartek w książce. Oczywiście szkołą rządzą uczniowie, którzy w zależności od posiadanej rangi mają wiele lub nic do powiedzenia, dyrektorka się nie wtrąca a obowiązuje tylko 1 reguła - żadnych romansów. Taaaa. Dajcie nastolatkom przystojnych służących i oczekujcie, że do niczego nie dojdzie...
A no i w tej super drogiej szkole, z samymi miliarderami i co tam biedna Mei dostaje pokój w jakiejś norze, gdzie biegają pająki i ściany są w kolorze gustownej krypty. Makes sense O_O

A no i o czym to ogólnie jest - o tym, że inne laski w szkole nie lubią Mei i chcą się jej pozbyć i tym samym utrudnić skończenie szkoły i odziedziczenie fortuny rodziny Hongo.

Poziom wkurzania głównych bohaterów
Mei - nieludzki! To jak mnie główna bohaterka wk*rwiała to nieporozumienie. To dziewcze zmieniało zdanie pierdyliard razy na minutę - raz się wypisuje, raz wraca, znowu się wypisuje, znowu wraca -WTF?!. W Rihito (swoim butlerze) zakochała się chyba po 1 odcinku. Ogólnie dawno, naprawdę dawno główna bohaterka mnie tak nie wkurzała!
Rihito - Rihito jest raczej neutralny. Ani go lubiłam, ani nie lubiłam. Wyględny, to fakt ALE... zresztą o tym moim "ale" będzie niżej.
"Mameshiba" - brat Rihito i przyjaciel Mei z dzieciństwa, który się w niej kocha i z tej wielkiej miłości postanawia też zostać butlerem... strasznie wkurzający. Niezdarny i ciągle się wydzierał. Do tego "ten drugi" powinien być chociaż trochę przystojny a tu wzięli takiego aktora, że pierwszy raz kibicowałam głównemu bohaterowi. No i - muszę to zrobić!

Dzikie akcje:
Nawet mi się screenów nie chciało robić - połowę serialu poprzeskakiwałam ale jest jedna, dosłownie JEDNA rzecz, która nie dawała mi spokoju.
A mianowicie...

włosy Rihito... No na Boga, niech ktoś da mu w końcu grzebień!!
To u nich chyba rodzinne, bo drugi brat też cierpi na brak przyrządów czeszących:
Może to jakaś moda O_O

Jest to naprawdę tragiczny serial. Można to oglądać ("brnąć przez" a nie "oglądać") tylko po to, żeby śmiać się w momentach przesadzonego patosu i dziwić się, czego to ludzie nie wymyślą. Daję tej dramie  - 10 / 10. Tak, słownie "minus dziesięć", bo naprawdę jest O-K-R-O-P-N-A!

---------------------------------------------------------
UWAGA, żadne w powyższych treści nie mają na celu obrażać artystów zaangażowanych w produkcję danego dzieła. Lubimy i szanujemy kulturę dalekowschodnią oraz doceniamy jej wytwory. Mamy jednak prawo do subiektywnej opinii na temat określonych rzeczy i korzystamy z niego. Dzielimy się naszymi opiniami w celach czysto rozrywkowych i mamy nadzieję, że również podejdziecie do nich z humorem.

11 komentarzy:

  1. Czytam i nie-ogarniam. Na początku mojej przygody z dramami oglądnęłam kilka japońskich, potem przerzuciłam się na koreańskie i jak postanowiłam wrócić dwa razy dostałam tak po zaworach, że pomyślałam nigdy więcej. Trafiłam na jap wersję You're beautiful i poziom mojego przerażenia wzrastał z każdą minutą. Jak tak myślę to osobiście jestem przywiązana do trzech: Hana Yori Dango, choćby nie wiem co o niej mówiono- moja pierwsza drama i mam do niej straszliwy sentyment (ale film to istny dramat), Buzzer Beat i Hana Kimi- specyficzne co prawda, ale było parę ciekawych odjazdów. Choć kiedy to oglądałam nie znałam jeszcze k-dram, obecnie już nie ryzykuje, jak ktoś mi coś poleci wtedy wrócę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie jak ja zaczynałam to mnie też tak nie mierziły a teraz jak widzę że to Jdrama to nawet 1 odcinka nie otwieram bo już jestem nastawiona negatywnie. Nawet Taiwańskie lubię bardziej! Jakieś Smiling pasty czy inne takie ale japońskie mnie jakoś odpychają... kdramy są bardzo schematyczne i przedramatyzowane ale przynajmniej nie bolą :P

      Usuń
  2. A dla mnie nie była tak zał, lubiłam sobie popatrzeć na Rihito-sama ^^
    Co prawda główna bohaterka wkurwiała (przepraszam za przekleństwo, ale to trzeba było powiedzieć :P)
    Nie jest (i nigdy nie będzie) to moja ulubiona drama, ale trochę się pośmiałam (i popatrzyłam na Rihito-sama) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Rihito to jedyny plus tej dramy XD ale sama przyznaj - mogliby go uczesać!!

      Usuń
    2. To niby tak ^^ Ale w Hana Kimi tez miał podobną, tylko czasami sobie ją spinał, on chyba po protu ma takie włosy XD

      Usuń
  3. kiedy zrobisz recenzje k-dramy BIG jestem bardzo ciekawa twojej opini :)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie trochę tak ją porzuciłam w połowie - pierwsze odcinki dla mnie były BOSKIEEE ale potem zaczęło mi się trochę ciągnąć i sama nie wiem czemu przerzuciłam się na inną dramę (gumiho) - spróbuję do niej wrócić i wykminić recenzję :)

      Usuń
    2. Uf... czyli nie tylko ja tak z nią miałam :)

      Usuń
  4. Rzeczywiście ta drama jest PASKUDNA !
    widziałam 3 odcinki i dalej nie dałam rady...poszła w zapomnienie.
    Japończycy mają w swoim zanadrzu kilka niezłych produkcji...
    Ja lubię tak samo koreańskie jak japońskie.

    Jeżeli chodzi o grę aktorską i wyrażanie uczyć uważam, że Japończycy są lepsi. (wystarczy spojrzeć na obie wersje Hana Yori Dango.)
    Fabuła...komedia...Koreańczycy

    OdpowiedzUsuń
  5. Do tej pory z japońskich produkcji widziałam tylko Zettai Kareshi, Kimi ni Todoke, Paradise Kiss, Beck i trzy filmy z serii Death Note. Ostatnio próbowałam oglądnąć Hana Kimi, ale nawet mimo obecności Hiro Mizushima (nie wiem czy to się odmienia)nie przetrwałam pierwszego odcinka. Zdecydowanie wolę kdramy, są bardzo przewidywalne i schematyczne, ale to jest chyba jedna z rzeczy, za które je lubię.
    Tej dramy nie widziałam i po twojej recenzji raczej prędko się za nią nie zabiorę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluje cierpliwości. Ja wysiadłam po pierwszym odcinku i stwierdziłam, że nigdy więcej takich gniotów.
    Z japońskich polecam Ci obejrzeć Nobuta wo Produce (moja The best j-drama niezmiennie od kilku lat), Life (o przemocy w szkole, ma kilka wkurzających, moralizatorskich akcji, ale z tego co pamiętam - a oglądałam to kilka lat temu - było całkiem OK),i z ostatnio obejrzanych Rich man, poor woman (początkowo odrzucał mnie tytuł ale jak spróbowałam okazało się, że jest wcale niezłe:).
    Generalnie wolę k-dramy;P

    OdpowiedzUsuń